29.02.2012

Nauczycielem być... II

Dopiero co pisałem o tym jak pokazuje się nauczycieli w mediach (link), a tu taka niespodzianka - kolejny artykuł zionący niemal nienawiścią (link). Ja to już oczywiście przyzwyczaiłem się, że gazeta.pl jest tak stronnicza, jak tylko można... niemniej czasem nawet oni potrafią mnie zaskoczyć.
Z sondy dziennika przeprowadzonej wśród 16 kuratoriów oświaty wynika, że rocznie skarg jest już prawie 400. Najwięcej wniosków o wszczęcie postępowania składają dyrektorzy szkół, ale zdarza się, że kierują je także rodzice, uczniowie, a nawet inni nauczyciele.
 Po przeczytaniu tego fragmentu można by dojść odo kilku wniosków - m.in, że dużo skarg, że nauczyciele są tacy źli, że nie tylko dyrektorzy, ale i rodzice, uczniowie, a nawet inni nauczyciele składają skargi! Jednak biorąc pod uwagę, że nauczycieli jest ok 418tysięcy, to 400 skarg nawet gdyby każda z nich dotyczyła innego nauczyciela oznacza, że problemy dotyczą 0,1% całości grona - statystycznie więc ujmując problem nie istnieje.

Oczywiście nie neguję, że w tym środowisku jest pięknie i nie ma zepsutych jabłek - bo takowe są, jednak nie znaczy to, że nagle coś złego się stało z oświatą. Ona taka była zawsze, teraz po prostu na fali "bicia nauczycieli" wyciąga się dane, które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia.
Zarzuty są poważne - począwszy od nierzetelnego wykonywania obowiązków, a kończąc na molestowaniu seksualnym uczniów oraz ich biciu. Za tak poważne przewinienia nauczyciele najczęściej otrzymują jednak karę nagany z ostrzeżeniem. Rzadko są wydalani z zawodu. Nauczycieli bronią często sami rzecznicy dyscyplinarni, którzy już na etapie wniosku złożonego przez dyrektora umarzają postępowania. Przewinienie musi być bezsprzeczne, aby nauczyciela spotkała dotkliwa kara.
Ale poczytajmy dalej... tak oto okazuje się, że nauczyciele są doskonale bronieni (tzn. tych ok. 400 na których skargi wpłynęły... a że taką skargę może wnieść każdy - w tym anonimowo, to ciężko śmiertelnie poważnie je wszystkie traktować). Ale zaraz, zaraz... czy podobna sytuacja nie istnieje w środowisku lekarzy (albo kleru, policjantów, itd...)? Ano istnieje, z tą tylko różnicą, że tam nawet jak lekarz popełnia błąd doprowadzający do kalectwa/śmierci to często nawet prawa do wykonywania zawodu się go nie pozbawia. Do tego dochodzi taki mały element jak poziom bezrobocia - lekarzy się szuka wszędzie, nauczycieli zaś jest przesyt, więc taki pedagog z naganą w aktach może mieć poważne problemy ze znalezieniem pracy w zawodzie.

W całym tym artykule jest jednak jedna istotna informacja wypowiedziana przez Janinę Jakubowsą z Kuratorium Oświaty we Wrocławiu, którą to dziennikarz zgrabnie pominął w swym dociekaniu:
Jej zdaniem nauczyciele często nie wytrzymują psychicznie nagannego zachowania uczniów i wybuchają.
 Bo jakie nauczyciel ma środki by zmusić ucznia, który źle się zachowuje do zachowania poprawnego? Może mu wpisać uwagę? Może..
Może wezwać rodziców? Może, choć to problemu istniejącego w danym momencie nijak nie rozwiąże.
Czy może z nim iść do dyrektora... niby tak, ale... ale jak iść z jednym uczniem zostawiając na "samopas" resztę klasy? Cóż nauczyciel musi zatem zabrać całą klasę do dyrektora. Jakże to praktyczne.
A jeśli uczeń nakłada nauczycielowi kosz na głowę? Wszak ów nauczyciel nie może wyjść z klasy i zostawić "grzecznych" dzieci razem z rozbójnikami! Uderzyć też nie może, bo zaraz będą skargi i oskarżenia. Może na policję zadzwonić? Ha! Wtedy to dopiero dyrekcja i kuratorium zaczną się mu do kupra dobierać, bo przecież "sobie nie potrafi poradzić". Niestety "szacunek" dla nauczycieli w dzisiejszych czasach jest nikły - a to za sprawą mediów i rodziców, bo tak jedni jak i drudzy psioczą na pedagogów "nic mnie nie nauczyli", "banda leniów", itd... Tak więc jak oczekiwać, że dzieci i młodzież będą miały jakiś szacunek dla tej profesji gdy gardzi się nią od samego początku życia przyszłych uczniów? No właśnie nijak... odebrano nauczycielom pewne "narzędzia" wychowawcze, a jednocześnie nakazano bardziej wychowywać niż wcześniej. Rodzicom wpaja się, że "szkoła" wychowa dziecko za nich, a jednocześnie nie pozwala się "szkole" tego robić. Obraz jak z Barei, tyle, że to nie jest PRL, a niby demokratyczny kraj wolności i sprawiedliwości społecznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz