26.11.2011

Dłużej pracując dostaniesz większą emeryturę


Jak podaje "metro" z dnia 21 listopada 2011:
Rząd wyliczył, że kobieta, która dziś ma 39 lat i będzie pracować do 67. roku życia, dostanie o 80 proc. wyższą emeryturę, niż gdyby pracowała do sześćdziesiątki.

 Sam tych słów, ani deklaracji nie słyszałem... (za wszelkie źródło tego objawu geniuszu rządzących byłbym niezmiernie wdzięczny), jednak mój analityczny umysł nie mógł się powstrzymać przed rozłożeniem tego zdania na wióry.

Tak więc ujmując owo zdanie bardziej matematycznie:
Zakładając, że kobieta zaczyna pracować mając S lat:
  • pracując od S do 60 lat dostaje emeryturę w wysokości E
  • pracując od S do 67 lat dostaje emeryturę w wysokości 1.8 * E
To sprawia, że 60 - S lat daje nam emeryturę E oraz 67 - S daje 1.8*E.
Zatem: 60 - S => E <= (67 - S) / 1.8.


Co to oznacza w praktyce? Załóżmy, że mamy Anię, która zaczyna pracować w wieku S = 25 lat i wg dzisiejszych zasad dostanie emeryturę w wysokości E = 1000zł.
Oznacza to, że za pracę przez 35 lat (60 - 25) otrzymuje 1000 zł emerytury. Średnio więc otrzymuje 28.57 zł za każdy przepracowany rok.
Jeśli jednak Ania będzie pracować do 67 roku to otrzyma emeryturę w wysokości 1.8*E = 1800 zł, co przekłada się na 42.85 zł za każdy rok 42 letniej pracy.
Idąc dalej w ciągu 7 lat nasza emerytura rośnie o 800 zł czyli o 114zł na rok (oczywiście pomijam tu procent składany, gdyż każdy doskonale wie, że w ZUS pieniądze się nie kumulują, bo po prostu nie mają jak skoro są wydawane na bieżąco). Co więcej taka średnia oznacza, że pracując dodatkowo jeszcze 1 rok nasza emerytura wzrosła by o więcej niż 114zł. Dlaczego? Bo nie wiem jak inaczej wytłumaczyć nagły wzrost emerytury po 60ce jak procentem składanym albo jakąś jego ZUSowską alternatywą. Jeśli komuś się chce to może zapewne jakiś sensowny wzór wytworzyć, a ja wręcz z diaboliczną rozkoszą go tu zamieszczę.







.

Emerytura do 67 lat

Kilka dni temu Polskę obiegła nowina - emerytura dopiero po ukończeniu 67 lat. Na szczęście rządzący pomyśleli i zrobili pewien okres przejściowy. Sama idea emerytury państwowej od 67 roku jest... cóż idealnie wpisuje się w schemat tego systemu emerytalnego, którego celem jest jedynie drenaż pieniędzy z rąk społeczeństwa... Dziś chyba nikt mający perspektywę przejścia na emeryturę za 20/30 lat nie wierzy, że dzięki tej z ZUS czy z OFE będzie w stanie żyć na jakimś sensownym i godnym poziomie...

Ale nie o tych rozważaniach dzisiejszy wpis... Wpis ten powstał dzięki wydaniu dziennika "metro" z 21 listopada b.r. w którym to ukazały się trzy wywiady. Same wywiady co prawda nie dotyczyły bezpośrednio zmiany wieku emerytalnego, co chęci pewnych posłów do "odsunięcia od kobiet tego kielicha" (link) i usilnie przekonywały, że taka zmiana jest dla kobiet korzystna. Pozwolę tutaj sobie przytoczyć pewne fragmenty z tych wywiadów, których udzielili:
  • Zbigniew Nęcki (wywiad z nim jest nawet na stronie metra -> link)
  • Joanna Piotrowska
  • Kazimiera Szczuka
Generalnie wywiadów udzieliły 3 osoby, które poza gadaniem i pisaniem nie wiele w życiu robią... zwłaszcza ta 1sza i 3cia osoba ;] A i wywiad ze wszystkimi tymi osobami prowadził Mariusz Jałoszewski.

Zbigniew Nęcki
ZN: (...) ja nie wyobrażam sobie życia bez pracy
MJ: Powie to pan pracownikom na budowie, ochroniarzom i kasjerkom w hipermarkecie, którzy ciężko pracują i zarabiają grosze?
ZN: Oczywiście w pracy bez wyzwań można zmęczyć się szybko (pogrubienie moje). Ale wielu emerytów ma dużo wolnego czasu, ale brakuje im na życie.
 Cóż aż dziw bierze, że "psycholog społeczny z UJ" wprost okazuje taki brak empatii. Takie połączenie dwóch problemów (niskie pensje oraz brak satysfakcji) w jeden świadczy jedynie o tym, że albo ten pan użył wielkiego uproszczenia swego wywodu, ale po prostu nie nadaje się do swojej pracy. Nie zaprzeczę, że brak wyzwań męczy - bo to fakt, rutyna zabija powoli. Jednak implikacja, że osoba zarabiająca mało nie ma wyzwań w pracy jest po prostu żałosna. Co więcej pan Nęcki pokazuje swoje stereotypowe spojrzenie na świat - zarabiają mało, to muszą męczyć się pracą.
Cóż ja bym powiedział, że pracując "za biurkiem", lub "na katedrze" o wiele ciężej zmęczyć się w pracy niż dźwigając cegły przy budowie... ale to oczywiście nie ma znaczenia, wszak ważniejszy jest fakt braku wyzwań...
ZN: (...) spokojnie możemy pracować do 75 lat. Szybkość działania owszem się zmniejsza, ale jakość jest ta sama co u 20-latków."
Na szczęście pan profesor wskazuje również na problem wieku... tylko, że ukazuje spaczone spojrzenie na świat, w którym liczy się jedynie szybkość i jakość, a o możliwościach fizycznych i podatności na różnego rodzaju choroby już mowy nie ma.
MJ: Tylko jak wytrzymać do tych 67 lat?
ZN: Robić przerwy. Od czasu do czasu wyjazd na dłuższy urlop. Dziś choćby po Europie może podróżować każdy, nawet biedniejsi, a nasze góry czy morze są jeszcze bliżej. (...) Zmieniać tryb pracy. (...) czerpać radość z przyjemności.
Oczywiście - swego czasu to UE proponowała uznać prawo do turystyki na równi z innymi prawami i nawet dotować owe podróże dla najuboższych. Sęk w tym, że takie rozwiązania nie są realne dla biednych osób pracujących na kasach i dla ochroniarzy.. czy raczej dla stróży nocnych, którymi zostają głownie emeryci i renciści. Zapłacić miesięczną pensję by wyjechać na tydzień? Faktycznie dostępne dla każdego, a w międzyczasie rachunki za mieszkanie same się opłacą. Do tego dochodzi kwestia długich urlopów, które pracodawcy również bardzo chętnie dają - niemal tak jak podwyżki.
ZN: (...) W ogóle nie rozumiem takich mundurowych, którzy przechodzą na emeryturę po 15 latach. No chyba, że chodzi tylko o to, żeby mieli państwowy wikt i mogli dorabiać.
 Brawa dla pana profesora za domyślność w kwestii motywacji do wcześniejszej emerytury. Ja ze swojej strony dodałbym również taką motywację: "Skoro nie wiem czy nie zniosą takiej emerytury za rok, to czemu nie mam iść na nią dziś?". Z drugiej strony rozumiem intencje wcześniejszych emerytur - mundurówka wcale nie zarabia kokosów (a na pewno nie ci, co przechodzą na te wcześniejsze emerytury), dlatego też w ramach rekompensaty za ochronę kraju i obywateli (za narażanie życia) przyznano im takie oto prawo. Alternatywą byłyby wyższe pensje, ale z tym to jest tak, że lepiej obiecać wysoką emeryturę i mieć nadzieję, że ludzie zemrą, niż dać wysokie pensje.

 Joanna Piotrowska

JP: Wcześniejsza emerytura dla kobiet to premia za pracę na dwóch etatach - w pracy i domu. (...) Tylko ten przywilej jest złudny. To nie jest dobre dla kobiet, dyskryminuje je i skazuje ich na głodowe emerytury. Kobiety zyskają więc na wydłużeniu czasu pracy, bo dostaną wyższe świadczenia
 Nie przeczę, że kobiety tradycyjnie więcej opiekują się domem od mężczyzn - ot takie mają kulturowe usposobienie.. a i zaryzykowałbym stwierdzenie, że taką rolę zgotowała im ewolucja - mężczyzna wszak przez wieki był tym, który przynosił truchło zwierzęcia i narażał się na niebezpieczeństwa, a kobieta to ta, która opiekowała się potomstwem i dbała o domowy mir.
Nim jednak przejdę do dalszego omawiania słów pani Joanny zaproszę do przeczytania mego odwołania się do mitu "dłuższej pracy i większej emerytury" (link).
JP: Wykładowczynie na uczelniach, dziennikarki dadzą sobie radę, bo to dobre zawody. One same chcą dłużej pracować, bo więcej zarobią, chcą też być jak najdłużej zawodowo aktywne. Tylko że nie wszyscy mają dobre wykształcenie i pracę.
Tutaj pani Piotrowska zwróciła uwagę na bardzo ważną rzecz - rodzaj wykształcenia i pracy. Zauważyła, że praca pracy nie równa i oderwała się od akademickiego świata, w którym najwyraźniej żyje pan Nęcki... A mnie osobiście ciekawi czy chcielibyście by wasze dzieci uczyła 65 letnia nauczycielka? Bo ja średnio, zwłaszcza biorąc pod uwagę degradację poziomu kultury wśród młodzieży. Rosną szybciej, mądrzeją później.
MJ: To co państwo powinno zrobić, żeby pomóc kobietom i zachęcić je do dłuższej pracy?
JP: Przede wszystkim musi wyrównać płace, żeby kobiety za tę samą pracę dostały tyle co mężczyźni oraz wyrównać im szanse na karierę, zwłaszcza w biznesie. Musi też odciążyć je od obowiązków domowych, czyli budować żłobki i przedszkola. No i jeszcze potrzebne są regulacje, dzięki którym mężczyźni będą więcej opiekowali się dziećmi, np. urlopy ojcowskie.
Primo - państwo może i powinno wyrównywać płace w organizacjach/firmach/urzędach należących do państwa i przezeń finansowanych. Jednak mówienie o wyrównywaniu płac w kontekście ogółu społeczeństwa, gdy ok. 2% jego obywateli zatrudnionych jest w policji, wojsku i urzędach (link) oznacza mówienie o wyrównywaniu płac w firmach prywatnych. Jeśli ktoś ma wątpliwości, że oto chodzi pani Piotrowskiej to zwrócę uwagę, że mówi ona o "biznesie", który raczej państwowy nie jest. Ale co z tego? Ano to z tego, że skoro państwo nie daje przedsiębiorcy pieniędzy, a jedynie drze z niego bezlitośnie to nie powinno wtrącać się w to ile płaci pracownikom. Jeśli pracownik zgadza się pracować za daną stawkę to znaczy, że mu to nie przeszkadza, a jak przeszkadza to niech szuka pracy gdzie indziej.
Secundo - odciążanie kobiet od obowiązków domowych przez budowę żłobków i przeszkól jest złudne - kobieta po pracy i tak będzie miała kontakt z tym małym dzieckiem (i tak być powinno), no chyba, że chodzi o 24h żłobki od poniedziałku do piątku... ale o rodzicach, którzy do takowych oddaliby swe dzieci nie będę się wypowiadał... Dodatkowo jeśli uwzględnimy koszty (opłaty) takich przedszkoli i żłobków to okaże się, że dla wielu rodzin (zwłaszcza tych, w których kobieta mniej zarabia) bardziej opłacalnym jest zostanie kobiety w domu i zajęcie się wychowaniem dziecka, aniżeli podróże dom-żłobek-praca-żłobek-dom.
Tertio - regulowanie czasu, w którym ojciec zajmuje się dzieckiem już nawet nie zakrawa o Orwella, ale wykracza jego wizje. Co innego mówienie o urlopach ojcowskich i dawaniu rodzinie możliwości wyboru, czy to kobieta czy mężczyzna ma się potomkiem zajmować, a co innego wręcz nakazywanie ojcu (a odnoszę wrażenie, że o to pani Piotrowskiej chodzi) ową opiekę.
MJ: Problemem jest też to, że część kobiet przechodzi na emeryturę, żeby już jako babcie zajmować się wnukami. Często wynika to z faktu, że rodziców nie stać na nianię lub żłobek więc podrzucają maluchy babciom emerytkom.
JP: Tu też musi pomóc państwo i otworzyć więcej żłobków i przeszkoli. Bo to wielka strata wypuszczać kobiety na szybszą emeryturę. Nie róbmy z nich od razu babć w kapciach, bo się zmarnują. Trzeba wykorzystać ich wiedzę, doświadczenie i dystans, zamiast zatrudniać tańsze i bez praktyki młode wilki. To będzie dobre dla całego społeczeństwa.
Ubolewam nad tym, że pan Jałoszewski uważa za problem fakt opieki babć nad wnukami. Rozumiem, że czasem może zdarzyć się, że jakiejś babci dzieci wcisną wnuka, jednak zdecydowanie częściej dziadkowie sami się garną do opieki - poza tym raczej ciężko wcisnąć dziecko do opieki, gdy ktoś stanowczo powie, że nie chce/nie ma czasu/itd..
Co do ilości żłobków i przedszkoli - żyjemy w kraju paradoksów, w którym wszędzie narzeka się na mały przyrost naturalny, a jednocześnie mamy długie kolejki do zapisów do żłobków i przedszkoli... a przepisy wcale nie ułatwiają otwierania nowych.
Dalsza część wypowiedzi pani Piotrowskiej trąci wręcz spojrzeniem socjalistycznym: "robotnicy to nasza własność i my wiemy lepiej co jest dla nich dobre". A co do wyższości wykorzystywania wiedzy, doświadczenia i nie zatrudniania "młodych wilków"... cóż te młode wilki będą w dużej mierze właśnie płacić na pańską emeryturę pani Piotrowska, a właściwie będą na nią płacić jeśli znajdą pracę, o którą może być ciężko jeśli wszędzie będzie pełno tych "doświadczonych z dystansem".

Kazimiera Szczuka
KS: Te kobiety, które nie popierają tej zmiany, odnoszą się do anachronicznego wyobrażenia o czasach, w których kobiety pracowały głównie w przemyśle ciężkim (równocześnie harując w domu), po czym chciały jak najszybciej przechodzić na emeryturę, by opiekować się wnukami. Dziś sytuacja kobiet jest już inna.
Fakt, dzięki parytetom i całej tej feministycznej machinie kobiety zostały wciśnięte do różnorakich branż nieraz wręcz na siłę. Bo tak oto mamy kobiety w urzędach, sejmie, radach nadzorczych, różnorakich pozycjach "za biurkiem" i innych "nie fizycznych" zawodach. Jednocześnie mężczyźni dalej nie tylko wybierają zawody właśnie fizyczne, jak i coraz częściej napotykają tą feministyczną fasadę pseudo równouprawnienia. Chcesz parytetów wszędzie i zawsze? OK - Zacznij zmuszać kobiety do pracy w kopalni na tych samych zasadach co mężczyźni. Jeśli uważasz, że ciężka praca pod ziemią nie jest dla kobiet - to nie waż się mówić o parytecie. Zresztą dlaczego uznano, że podział na mężczyźni/kobiety jest taki istotny? Osobiście wolałbym parytet wiekowy (określony % miejsc w oparciu o strukturę wiekową wyborców), lub zawodowy (odpowiednia proporcja prawników, nauczycieli, informatyków, budowlańców, itd...), wszak oba te parytety mają zdecydowanie większy sens niż parytet płci.... inna sprawa, że mówiąc o "demokracji" i "parytetach" w jednym zdaniu skazujemy się na śmieszność...
Co do inności sytuacji kobiet - to na czym ona polega?
  • nie chcą przechodzić na emeryturę jak najszybciej? Raczej chcą.
  • nie chcą opiekować się wnukami? Raczej nie wszystkie.
  • nie pracują w przemyśle ciężkim? Fakt, to robią głównie mężczyźni i uwaga - roboty...
Moje własne zdanie

Moje własne zdanie zostałoby pewnie określone jako anachroniczne, zresztą tak jak i moje wyobrażenie "idealnego" społeczeństwa. Otóż sama rozmowa o wieku emerytalnym jest objawem anachronicznego myślenia. Dlaczego mamy to regulować? W normalnym systemie każdy mógłby zdecydować się, że "teraz idę na emeryturę" i dostawać takie świadczenie na jakie sobie zapracował poprzez składki. Jednak skoro obecny system nie przewiduje kapitalizacji składek - bieżące ich wydawanie - to ciężko mówić o takim rozwiązaniu. Rząd robi to co uważa za słuszne - odkłada w czasie obciążenia podatkowe związane z emeryturami... a w niektórych przypadkach wręcz ich unika - taki system, że jeśli ktoś umrze to pieniądze na jego emeryturę "znikają" (tak jakby kiedykolwiek tam były...). Kurcze po takich wywiadach gdybym napisał, że obowiązek odkładania na emeryturę jest dla mnie chorym i nietrafionym pomysłem to dopiero by mnie zlinczowano - a jednak tak właśnie uważam... no ale skoro władza wie lepiej co dobre to może niech chociaż pozwoli na dziedziczenie wpłaconych składek w przypadku śmierci najbliższych przed otrzymaniem przez nich emerytury. Ach te marzenia.

2.11.2011

Co by było gdyby...

Jako, że od dłuższego czasu dostępne są pełne wyniki z wyborów (link), a i powyborcze emocje opadły już, to pokusiłem się o małe sprawdzenie co by było gdyby ordynacja wyborcza w naszym kraju wyglądała trochę inaczej :) Na początku jednak przedstawię te dane oficjalne dotyczące poparcia i liczby miejsc w sejmie (senatem nie będę zaprzątał tu nikomu głowy ^^):

Nazwa komitetu wyborczego głosów % mandatów
KW Prawo i Sprawiedliwość 4 295 016 29.890% 157
KW Polska Jest Najważniejsza 315 393 2.195% 0
KW Sojusz Lewicy Demokratycznej 1 184 303 8.242% 27
KW Ruch Palikota 1 439 490 10.018% 40
KW Polskie Stronnictwo Ludowe 1 201 628 8.362% 28
KW Polska Partia Pracy - Sierpień 80 79 147 0.551% 0
KW Platforma Obywatelska RP 5 629 773 39.179% 207
KW Nasz Dom Polska-Samoobrona Andrzeja Leppera 9 733 0.068% 0
KW Nowa Prawica - Janusza Korwin-Mikke 151 837 1.057% 0
KW Prawica 35 169 0.245% 0
KW Wyborców Mniejszość Niemiecka 28 014 0.195% 1

za obwieszczeniem PKW (link)

Dziwne te procenty
Jeśli ktoś dobrze się przyjrzy tym wynikom to dość szybko dojdzie do wniosku, że liczba mandatów wcale nie odzwierciedla procentowego poparcia. Dzieje się tak z przyczyny prostej - głosy na komitety, które nie uzyskały 5% progu są proporcjonalnie rozdzielane pomiędzy te komitety, które zdobyły te 5% lub więcej:
Nazwa komitetu wyborczego % mandatów % mandatów
KW Prawo i Sprawiedliwość 29.890% 157 34.130%
KW Polska Jest Najważniejsza 2.195% 0 0.000%
KW Sojusz Lewicy Demokratycznej 8.242% 27 5.870%
KW Ruch Palikota 10.018% 40 8.696%
KW Polskie Stronnictwo Ludowe 8.362% 28 6.087%
KW Polska Partia Pracy - Sierpień 80 0.551% 0 0.000%
KW Platforma Obywatelska RP 39.179% 207 45.000%
KW Nasz Dom Polska-Samoobrona Andrzeja Leppera 0.068% 0 0.000%
KW Nowa Prawica - Janusza Korwin-Mikke 1.057% 0 0.000%
KW Prawica 0.245% 0 0.000%
KW Wyborców Mniejszość Niemiecka 0.195% 1 0.217%


Brak progu wyborczego
Co by było gdyby progu wyborczego nie było? Ot taka "mała" zmiana w rozkładzie by nastąpiła:

Nazwa komitetu wyborczego % mandatów % mandatów
KW Prawo i Sprawiedliwość 29.890% 138 30.000%
KW Polska Jest Najważniejsza 2.195% 10
2.174%
KW Sojusz Lewicy Demokratycznej 8.242% 38 8.261%
KW Ruch Palikota 10.018% 46 10.000%
KW Polskie Stronnictwo Ludowe 8.362% 38 8.261%
KW Polska Partia Pracy - Sierpień 80 0.551% 3
0.652%
KW Platforma Obywatelska RP 39.179% 180 39.130%
KW Nasz Dom Polska-Samoobrona Andrzeja Leppera 0.068% 0 0.000%
KW Nowa Prawica - Janusza Korwin-Mikke 1.057% 5
1.087%
KW Prawica 0.245% 1
0.217%
KW Wyborców Mniejszość Niemiecka 0.195% 1 0.217%
Jak widać brak progu sprzyja pluralizacji sceny politycznej, chodź z drugiej strony o wiele ciężej stworzyć większościową koalicję (potrzeba powyżej 230 mandatów). Taki system ma jednak tą zaletę, że zdecydowana większość wyborców ma swoich przedstawicieli w sejmie - wystarczy aby na dany komitet zagłosowały 2 osoby na każdy tysiąc głosujących (a dokładniej na każde 920 osoby oddające ważny głos).


Wielomandatowe okręgi z głosem na pojedynczego kandydata
(głos nieprzechodni)
Czyli jeśli oddamy głos na kandydata z listy A, ale nie uzyska on wystarczającej liczby głosów - to te głosy de facto przepadają i nie zasilają innych kandydatów startujących z tej samej listy.

Nazwa komitetu wyborczego % mandatów % mandatów
KW Prawo i Sprawiedliwość 29.890% 160 34.783%
KW Polska Jest Najważniejsza 2.195% 2 0.435%
KW Sojusz Lewicy Demokratycznej 8.242% 34 7.391%
KW Ruch Palikota 10.018% 43 9.348%
KW Polskie Stronnictwo Ludowe 8.362% 25 5.435%
KW Polska Partia Pracy - Sierpień 80 0.551% 0 0.000%
KW Platforma Obywatelska RP 39.179% 193 41.957%
KW Nasz Dom Polska-Samoobrona Andrzeja Leppera 0.068% 0 0.000%
KW Nowa Prawica - Janusza Korwin-Mikke 1.057% 2 0.435%
KW Prawica 0.245% 0 0.000%
KW Wyborców Mniejszość Niemiecka 0.195% 1 0.217%

Jednomandatowe okręgi
Aby nie komplikować za nadto, to przeprowadzimy tą "symulację" na obecnie istniejących (niestety nie równych) okręgach wyborczych do sejmu. Mandat otrzymuje ta partia, która zdobędzie najwięcej głosów (suma wszystkich głosów na wszystkich członków listy). Jako, że mamy 41 okręgów to i 41 mandatów otrzymamy :)

Nazwa komitetu wyborczego % mandatów % mandatów
KW Prawo i Sprawiedliwość 29.890% 14 34.146%
KW Platforma Obywatelska RP 39.179% 27 65.854%

Podsumowanie
Jak widać nie tylko ważne jest kto głosy liczy, ale również jak owe głosy są liczone. Oczywiście można tworzyć różne systemy wyborcze, jedne bardziej skomplikowane od innych, tylko warto pamiętać, że na skomplikowaniu wygrywają wielkie partie (zwłaszcza te będące u władzy), a traci cała reszta.
Za przykład niech posłużą tegoroczne wybory do senatu, do którego to utworzono jednomandatowe okręgi. Skoro okrąg jest jednomandatowy to ktoś mógłby pomyśleć, że liczba wyborców przypadających na jeden okręg będzie zbliżona - cóż nic bardziej mylnego. Mamy tak oto okręg nr 61 - Białystok z liczbą 176015 wyborców oraz by daleko nie szukać okręg nr 60 - Białystok z liczbą 399445 wyborców. Jedno województwo a taka rozbieżność... jednak zastanówmy się co owa rozbieżność oznacza - ano skoro 176 tysięcy ludzi wybiera tylu samo senatorów (którzy są równi względem wszystkich pozostałych) co 399 tysięcy, to można śmiało powiedzieć, że wyborcy okręgu 61. mają większą władzę niż wyborcy okręgu 60... a co dopiero wyborcy z rekordowego okręgu 30 - Kraków I z zawrotną liczbą wyborców 512356. Tak oto 2.9 raza większa grupa wyborców wybiera senatora, który może to samo co senator 176 tysięcy... Taką oto mamy proporcjonalność i demokrację.