26.08.2011

Podsłuchy? A słuchajcie ile chcecie

za artykułem w Wyborczej: MSWiA chce łatwiejszych podsłuchów i kontroli majątku bez zgody sądu

Na początek liczby. Liczby, które przerażają i dają do myślenia.
17 dni - tyle mineło od złożenia projektu do pierwszego czytania.
11 - 12 dni - tyle ma minąć od pierwszego czytania do głosowania w sejmie
4 dni - tyle czasu dano na "zgłaszanie uwag odnośnie projektu", czyli tzw. "konsultacje społeczne".

Ale o co chodzi? Przecież powinniśmy być szczęśliwi, że posłowie, a raczej ministerstwo tak szybko pracuje nad ustawami. Może i coś w tym jest, ale to cudo, które jeśli nic się nie zmieni zostanie uchwalone końcem sierpnia (29 - 31 sierpnia) daje ogromne uprawnienia policji i innym służbom. Tutaj zaposiłkuję się cytatami:
To znaczy, że policja mogłaby założyć podsłuch np. autorowi strony antykomor.pl. W dodatku tak zdobyte informacje, dotyczące m.in. "środowiska i kontaktów sprawcy", policja i inne służby mogłyby przekazywać nie tylko służbom państw UE, ale też "państw trzecich" - a więc np. Białorusi, Libii czy Wietnamu.
Zaniepokojony? Nie? No to idziemy dalej...
Znacznie poszerzono też uprawnienia policji i służb specjalnych w dostępie do informacji o naszym majątku. Część z tych danych - pozwalających ustalić, czy ktoś płaci podatki, czy ma konto w tym lub innym banku lub domu maklerskim, ubezpieczenie w funduszu emerytalnym itp. - służby mogłyby uzyskiwać bez kontroli sądu.
 "bez kontroli sądu" to znaczy, że w praktyce policja i np. urząd skarbowy będą mogły listować wszystkie konta obywateli i zapewne nikt o tym się nie dowie. Tak oto dla "bezpieczeństwa" zaprzedano wolność. Bezpieczeństwa władzy należałoby dodać. Oficjalnie jednak tłumaczy się to tak:
W podkomisji pracującej nad projektem funkcjonariusz policyjnego Biura Odzyskiwania Mienia tłumaczył, że to potrzebne, by sprawnie ustalać miejsca, w których podejrzany ulokował pieniądze. Mówił, że w szczególności doskwiera służbom brak możliwości sprawdzenia, czy ktoś nie ulokował ich w spółdzielczych kasach oszczędnościowych, np. w SKOK-ach, bo formalnie nie są one bankami. Dodał, że chodzi o zaoszczędzenie czasu, który teraz zajmuje składanie wniosków do sądu o wgląd w konto.
Mi to się tak wydawało zawsze, że jeśli ktoś jest podejrzany to znaczy, że policja ma już jakieś materiały operacyjne, które może przedstawić sądowi i wystąpić o odpowiedni nakaz. A tutaj zonk, bo okazuje się, że to albo trwa albo nie daje gwarancji możliwości wglądu (a bo np. sędzia uzna, że policja chce zbyt wiele). Co ciekawe Wojciech Wiewiórowski będący generalnym inspektorem ochrony danych osobowych zwrócił uwagę na te dziwy natury:
Ułatwienie dla policji i służb polegałoby nie tyle na oszczędności czasu, ile na tym, że mogłyby sprawdzić każdą osobę, a nie - jak dziś - tylko podejrzanego. Mielibyśmy więc sytuację podobną do tej ze swobodnym dostępem do naszych billingów.
 Ciekawe, bo w zamyśle GIOD miał chronić przed złymi przedsiębiorcami, a nie przed rządem, ministerstwami i bandą sprzedawczyków siedzących w sejmie.
A co na to ministerstwo? Ano MSWiA w osobie wiceministra Adama Rapackiego odpowiedziało:
To może rzeczywiście nieszczęśliwie wyszło. Jeśli projekt będzie budził duże kontrowersje, to jesteśmy skłonni zrezygnować z uprawnień, które nie są konieczne do wykonania unijnych decyzji, i powrócić do tego w przyszłym parlamencie
 Jak dla mnie "nieszczęśliwie wyszło" to o wiele za mało. Osoby, które przyłożyły rękę do tego projektu w tym kształcie powinny trafić do sądu za naruszanie konstytucyjnych swobód. Jednak tak się nie stanie - bo komu by miało na tym zależeć? W sensie, fajnie bo można by dopiec władzy, ale otworzenie społeczeństwu oczu sprawi, że i w kolejnej kadencji nic nie wyjdzie z planów inwigilacyjnych, s przecie każda socjalistyczna władza takie plany ma  bo wszak jakoś wymuszać płacenie podatków musi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz