17.09.2011

Orwella ciąg dalszy...

Nie tak dawno temu pisałem o proponowanych przez MSWiA zmianach dotyczących ułatwień w umieszczaniu podsłuchów oraz dostępu do wyciągów z kont bankowych. Jednak by tego było mało to wczoraj głosowano nad poprawką senacką, która jest de facto wstępem do cenzury prewencyjnej. Ale o co cały szum?
W dotychczasowym brzmieniu ustawa nie pozwala na dostęp do danych, które są chronione przez przepisy o ochronie informacji niejawnych lub innych tajemnic (np. lekarskiej albo adwokackiej). Poprawka - zgłoszona w Senacie przez Marka Rockiego (PO) - przewiduje, że prawo do informacji będzie też ograniczone ze względu na "ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa" w dwóch przypadkach - gdyby osłabiałoby to pozycję państwa w negocjacjach np. umów międzynarodowych lub w ramach Unii Europejskiej oraz by chronić interesy majątkowe państwa w postępowaniach przed sądami czy trybunałami.
Tak więc 187 posłów (a konkretnie członkowie PSL i PO) uchwalili coś, co skutecznie ogranicza możliwość walki z państwem nie tylko w sądach UE, ale również w naszych krajowych. Co więcej zapis "ochrony ważnego interesu gospodarczego" można dość łatwo rozszerzyć poza same sądy i trybunały. Wszak oskarżanie rządu i administracji o korupcję ma wymierny efekt w postaci utraty zaufania zagranicznych inwestorów co skutkuje odpływem kapitału czyli zagraża interesowi gospodarczemu państwa. O ile potrafię zrozumieć sens cenzury (czy jak wolą to nazywać "ochrony informacji") w czasie wojny oraz w sprawach związanych bezpośrednio z obronnością kraju. To tak nie potrafię ujrzeć uzasadnienia tych decyzji będącego zgodnym z duchem transparentności i demokracji.

Jednak by nie było jedynie o tym smutnym dla demokracji wydarzeniu dnia wczorajszego, które to zostało praktycznie przemilczane w mediach, to wspomnę tu jeszcze o innych kwestiach. Tak oto na wstępie wspomniałem o łatwiejszym dostępie do kont bankowych i zakładaniu podsłuchów. Jest to zaiste bardzo niepokojące, jednak bardziej niepokojącym jest informacja o trudniejszym dostępie do billingów. Dlaczego? Z prostej przyczyny - rząd, który robi wszystko by zabezpieczyć się przed ewentualnym powstaniem ludu, który pod przykrywką walki z kibolami kupuje najnowsze urządzenia do pacyfikacji tłumów i który poszerza możliwości inwigilacyjne (ot wspomniane propozycje MSWiA). Taki rząd nie jest organem, który z własnej woli zrezygnuje z uprawnień, które de facto poszerza innymi ustawami. Takie zmiany są oczywistym zabiegiem PRowskim, czymś na co można skierować opinię publiczną, czymś co będzie zasłoną dymną dla innych działań. Powiedzą "patrzcie, dzięki nam ciężej o billingi", a wtedy nikt nie będzie myślał o tym, że w tym samym czasie nadali sobie prawo do podsłuchiwania jego rozmów. Bo zastanówmy się po co komuś billingi skoro i tak podsłuchuje wszystkie rozmowy?

George Orwell w "1984" pisał o policji myśli, o teleekranach które umożliwiały podglądanie i podsłuchiwanie ludzi. Dziś tą samą wizję realizuje się za pomocą podsłuchów, których liczba na przestrzeni kilku ostatnich lat oscyluje wokół ok. 20 tys. (link1 | link2). To jednak nie wszystko, bowiem służby mogą w dowolnej chwili pozyskać informacje nie tylko o tym z kim rozmawiamy, ale przede wszystkim informacje o naszym położeniu, bowiem operatorzy sieci komórkowych mają obowiązek przechowywania informacji związanych m.in z naszym położeniem (a raczej położeniem komórki, którą to zwykle mamy przy sobie). Tak więc już nie tylko słuchają tego co mówimy, ale również patrzą na każdy nasz krok i robią wszystko by w świetle prawa móc złamać życie wrogom ludu. Tu akurat mowa o podniesieniu widełek mandatów za różne wykroczenia. Oczywiście przeciętny Kowalski nie dostanie maksymalnej kary... ale jeśli ktoś jest krnąbrnym opozycjonistom to dlaczego by nie potraktować go surowiej?

By nie było za różowo warto wspomnieć o nowych dowodach, które mają zawierać praktycznie wszystkie informacje o nas samych. Już nie tylko pozwolą na identyfikację naszej osoby, ale również umożliwią dostęp do historii naszych chorób. Pozostaje jedynie mieć nadzieje, że systemy informatyczne odpowiedzialne za przetwarzanie i przechowywanie tych danych będą bardziej zabezpieczone niż te, z którymi obecnie mamy do czynienia. Oczywiście jest jeszcze problem służb, które będą miały do nich bezpośredni i łatwy dostęp... ale kto by się przejmował prywatnością obywateli gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo "państwa"?

Do tego dochodzą takie projekty jak możliwość wprowadzenia stanu wojennego w przypadku "zewnętrznego zagrożenia" sieci teleinformatycznej. W praktyce oznacza to, że jeśli obywatele będą się buntować i zaczną organizować się np. na Facebook w celu protestów to prezydent na wniosek rządu może uznać, że "wrogie, zewnętrzne" siły (bo wszak nie można wykluczyć, że organizatorzy protestów to agenci wrogich wywiadów) stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju i postanowią zablokować dostęp do Internetu oraz posłać wojsko na ulice miast i wsi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz