26.11.2011

Emerytura do 67 lat

Kilka dni temu Polskę obiegła nowina - emerytura dopiero po ukończeniu 67 lat. Na szczęście rządzący pomyśleli i zrobili pewien okres przejściowy. Sama idea emerytury państwowej od 67 roku jest... cóż idealnie wpisuje się w schemat tego systemu emerytalnego, którego celem jest jedynie drenaż pieniędzy z rąk społeczeństwa... Dziś chyba nikt mający perspektywę przejścia na emeryturę za 20/30 lat nie wierzy, że dzięki tej z ZUS czy z OFE będzie w stanie żyć na jakimś sensownym i godnym poziomie...

Ale nie o tych rozważaniach dzisiejszy wpis... Wpis ten powstał dzięki wydaniu dziennika "metro" z 21 listopada b.r. w którym to ukazały się trzy wywiady. Same wywiady co prawda nie dotyczyły bezpośrednio zmiany wieku emerytalnego, co chęci pewnych posłów do "odsunięcia od kobiet tego kielicha" (link) i usilnie przekonywały, że taka zmiana jest dla kobiet korzystna. Pozwolę tutaj sobie przytoczyć pewne fragmenty z tych wywiadów, których udzielili:
  • Zbigniew Nęcki (wywiad z nim jest nawet na stronie metra -> link)
  • Joanna Piotrowska
  • Kazimiera Szczuka
Generalnie wywiadów udzieliły 3 osoby, które poza gadaniem i pisaniem nie wiele w życiu robią... zwłaszcza ta 1sza i 3cia osoba ;] A i wywiad ze wszystkimi tymi osobami prowadził Mariusz Jałoszewski.

Zbigniew Nęcki
ZN: (...) ja nie wyobrażam sobie życia bez pracy
MJ: Powie to pan pracownikom na budowie, ochroniarzom i kasjerkom w hipermarkecie, którzy ciężko pracują i zarabiają grosze?
ZN: Oczywiście w pracy bez wyzwań można zmęczyć się szybko (pogrubienie moje). Ale wielu emerytów ma dużo wolnego czasu, ale brakuje im na życie.
 Cóż aż dziw bierze, że "psycholog społeczny z UJ" wprost okazuje taki brak empatii. Takie połączenie dwóch problemów (niskie pensje oraz brak satysfakcji) w jeden świadczy jedynie o tym, że albo ten pan użył wielkiego uproszczenia swego wywodu, ale po prostu nie nadaje się do swojej pracy. Nie zaprzeczę, że brak wyzwań męczy - bo to fakt, rutyna zabija powoli. Jednak implikacja, że osoba zarabiająca mało nie ma wyzwań w pracy jest po prostu żałosna. Co więcej pan Nęcki pokazuje swoje stereotypowe spojrzenie na świat - zarabiają mało, to muszą męczyć się pracą.
Cóż ja bym powiedział, że pracując "za biurkiem", lub "na katedrze" o wiele ciężej zmęczyć się w pracy niż dźwigając cegły przy budowie... ale to oczywiście nie ma znaczenia, wszak ważniejszy jest fakt braku wyzwań...
ZN: (...) spokojnie możemy pracować do 75 lat. Szybkość działania owszem się zmniejsza, ale jakość jest ta sama co u 20-latków."
Na szczęście pan profesor wskazuje również na problem wieku... tylko, że ukazuje spaczone spojrzenie na świat, w którym liczy się jedynie szybkość i jakość, a o możliwościach fizycznych i podatności na różnego rodzaju choroby już mowy nie ma.
MJ: Tylko jak wytrzymać do tych 67 lat?
ZN: Robić przerwy. Od czasu do czasu wyjazd na dłuższy urlop. Dziś choćby po Europie może podróżować każdy, nawet biedniejsi, a nasze góry czy morze są jeszcze bliżej. (...) Zmieniać tryb pracy. (...) czerpać radość z przyjemności.
Oczywiście - swego czasu to UE proponowała uznać prawo do turystyki na równi z innymi prawami i nawet dotować owe podróże dla najuboższych. Sęk w tym, że takie rozwiązania nie są realne dla biednych osób pracujących na kasach i dla ochroniarzy.. czy raczej dla stróży nocnych, którymi zostają głownie emeryci i renciści. Zapłacić miesięczną pensję by wyjechać na tydzień? Faktycznie dostępne dla każdego, a w międzyczasie rachunki za mieszkanie same się opłacą. Do tego dochodzi kwestia długich urlopów, które pracodawcy również bardzo chętnie dają - niemal tak jak podwyżki.
ZN: (...) W ogóle nie rozumiem takich mundurowych, którzy przechodzą na emeryturę po 15 latach. No chyba, że chodzi tylko o to, żeby mieli państwowy wikt i mogli dorabiać.
 Brawa dla pana profesora za domyślność w kwestii motywacji do wcześniejszej emerytury. Ja ze swojej strony dodałbym również taką motywację: "Skoro nie wiem czy nie zniosą takiej emerytury za rok, to czemu nie mam iść na nią dziś?". Z drugiej strony rozumiem intencje wcześniejszych emerytur - mundurówka wcale nie zarabia kokosów (a na pewno nie ci, co przechodzą na te wcześniejsze emerytury), dlatego też w ramach rekompensaty za ochronę kraju i obywateli (za narażanie życia) przyznano im takie oto prawo. Alternatywą byłyby wyższe pensje, ale z tym to jest tak, że lepiej obiecać wysoką emeryturę i mieć nadzieję, że ludzie zemrą, niż dać wysokie pensje.

 Joanna Piotrowska

JP: Wcześniejsza emerytura dla kobiet to premia za pracę na dwóch etatach - w pracy i domu. (...) Tylko ten przywilej jest złudny. To nie jest dobre dla kobiet, dyskryminuje je i skazuje ich na głodowe emerytury. Kobiety zyskają więc na wydłużeniu czasu pracy, bo dostaną wyższe świadczenia
 Nie przeczę, że kobiety tradycyjnie więcej opiekują się domem od mężczyzn - ot takie mają kulturowe usposobienie.. a i zaryzykowałbym stwierdzenie, że taką rolę zgotowała im ewolucja - mężczyzna wszak przez wieki był tym, który przynosił truchło zwierzęcia i narażał się na niebezpieczeństwa, a kobieta to ta, która opiekowała się potomstwem i dbała o domowy mir.
Nim jednak przejdę do dalszego omawiania słów pani Joanny zaproszę do przeczytania mego odwołania się do mitu "dłuższej pracy i większej emerytury" (link).
JP: Wykładowczynie na uczelniach, dziennikarki dadzą sobie radę, bo to dobre zawody. One same chcą dłużej pracować, bo więcej zarobią, chcą też być jak najdłużej zawodowo aktywne. Tylko że nie wszyscy mają dobre wykształcenie i pracę.
Tutaj pani Piotrowska zwróciła uwagę na bardzo ważną rzecz - rodzaj wykształcenia i pracy. Zauważyła, że praca pracy nie równa i oderwała się od akademickiego świata, w którym najwyraźniej żyje pan Nęcki... A mnie osobiście ciekawi czy chcielibyście by wasze dzieci uczyła 65 letnia nauczycielka? Bo ja średnio, zwłaszcza biorąc pod uwagę degradację poziomu kultury wśród młodzieży. Rosną szybciej, mądrzeją później.
MJ: To co państwo powinno zrobić, żeby pomóc kobietom i zachęcić je do dłuższej pracy?
JP: Przede wszystkim musi wyrównać płace, żeby kobiety za tę samą pracę dostały tyle co mężczyźni oraz wyrównać im szanse na karierę, zwłaszcza w biznesie. Musi też odciążyć je od obowiązków domowych, czyli budować żłobki i przedszkola. No i jeszcze potrzebne są regulacje, dzięki którym mężczyźni będą więcej opiekowali się dziećmi, np. urlopy ojcowskie.
Primo - państwo może i powinno wyrównywać płace w organizacjach/firmach/urzędach należących do państwa i przezeń finansowanych. Jednak mówienie o wyrównywaniu płac w kontekście ogółu społeczeństwa, gdy ok. 2% jego obywateli zatrudnionych jest w policji, wojsku i urzędach (link) oznacza mówienie o wyrównywaniu płac w firmach prywatnych. Jeśli ktoś ma wątpliwości, że oto chodzi pani Piotrowskiej to zwrócę uwagę, że mówi ona o "biznesie", który raczej państwowy nie jest. Ale co z tego? Ano to z tego, że skoro państwo nie daje przedsiębiorcy pieniędzy, a jedynie drze z niego bezlitośnie to nie powinno wtrącać się w to ile płaci pracownikom. Jeśli pracownik zgadza się pracować za daną stawkę to znaczy, że mu to nie przeszkadza, a jak przeszkadza to niech szuka pracy gdzie indziej.
Secundo - odciążanie kobiet od obowiązków domowych przez budowę żłobków i przeszkól jest złudne - kobieta po pracy i tak będzie miała kontakt z tym małym dzieckiem (i tak być powinno), no chyba, że chodzi o 24h żłobki od poniedziałku do piątku... ale o rodzicach, którzy do takowych oddaliby swe dzieci nie będę się wypowiadał... Dodatkowo jeśli uwzględnimy koszty (opłaty) takich przedszkoli i żłobków to okaże się, że dla wielu rodzin (zwłaszcza tych, w których kobieta mniej zarabia) bardziej opłacalnym jest zostanie kobiety w domu i zajęcie się wychowaniem dziecka, aniżeli podróże dom-żłobek-praca-żłobek-dom.
Tertio - regulowanie czasu, w którym ojciec zajmuje się dzieckiem już nawet nie zakrawa o Orwella, ale wykracza jego wizje. Co innego mówienie o urlopach ojcowskich i dawaniu rodzinie możliwości wyboru, czy to kobieta czy mężczyzna ma się potomkiem zajmować, a co innego wręcz nakazywanie ojcu (a odnoszę wrażenie, że o to pani Piotrowskiej chodzi) ową opiekę.
MJ: Problemem jest też to, że część kobiet przechodzi na emeryturę, żeby już jako babcie zajmować się wnukami. Często wynika to z faktu, że rodziców nie stać na nianię lub żłobek więc podrzucają maluchy babciom emerytkom.
JP: Tu też musi pomóc państwo i otworzyć więcej żłobków i przeszkoli. Bo to wielka strata wypuszczać kobiety na szybszą emeryturę. Nie róbmy z nich od razu babć w kapciach, bo się zmarnują. Trzeba wykorzystać ich wiedzę, doświadczenie i dystans, zamiast zatrudniać tańsze i bez praktyki młode wilki. To będzie dobre dla całego społeczeństwa.
Ubolewam nad tym, że pan Jałoszewski uważa za problem fakt opieki babć nad wnukami. Rozumiem, że czasem może zdarzyć się, że jakiejś babci dzieci wcisną wnuka, jednak zdecydowanie częściej dziadkowie sami się garną do opieki - poza tym raczej ciężko wcisnąć dziecko do opieki, gdy ktoś stanowczo powie, że nie chce/nie ma czasu/itd..
Co do ilości żłobków i przedszkoli - żyjemy w kraju paradoksów, w którym wszędzie narzeka się na mały przyrost naturalny, a jednocześnie mamy długie kolejki do zapisów do żłobków i przedszkoli... a przepisy wcale nie ułatwiają otwierania nowych.
Dalsza część wypowiedzi pani Piotrowskiej trąci wręcz spojrzeniem socjalistycznym: "robotnicy to nasza własność i my wiemy lepiej co jest dla nich dobre". A co do wyższości wykorzystywania wiedzy, doświadczenia i nie zatrudniania "młodych wilków"... cóż te młode wilki będą w dużej mierze właśnie płacić na pańską emeryturę pani Piotrowska, a właściwie będą na nią płacić jeśli znajdą pracę, o którą może być ciężko jeśli wszędzie będzie pełno tych "doświadczonych z dystansem".

Kazimiera Szczuka
KS: Te kobiety, które nie popierają tej zmiany, odnoszą się do anachronicznego wyobrażenia o czasach, w których kobiety pracowały głównie w przemyśle ciężkim (równocześnie harując w domu), po czym chciały jak najszybciej przechodzić na emeryturę, by opiekować się wnukami. Dziś sytuacja kobiet jest już inna.
Fakt, dzięki parytetom i całej tej feministycznej machinie kobiety zostały wciśnięte do różnorakich branż nieraz wręcz na siłę. Bo tak oto mamy kobiety w urzędach, sejmie, radach nadzorczych, różnorakich pozycjach "za biurkiem" i innych "nie fizycznych" zawodach. Jednocześnie mężczyźni dalej nie tylko wybierają zawody właśnie fizyczne, jak i coraz częściej napotykają tą feministyczną fasadę pseudo równouprawnienia. Chcesz parytetów wszędzie i zawsze? OK - Zacznij zmuszać kobiety do pracy w kopalni na tych samych zasadach co mężczyźni. Jeśli uważasz, że ciężka praca pod ziemią nie jest dla kobiet - to nie waż się mówić o parytecie. Zresztą dlaczego uznano, że podział na mężczyźni/kobiety jest taki istotny? Osobiście wolałbym parytet wiekowy (określony % miejsc w oparciu o strukturę wiekową wyborców), lub zawodowy (odpowiednia proporcja prawników, nauczycieli, informatyków, budowlańców, itd...), wszak oba te parytety mają zdecydowanie większy sens niż parytet płci.... inna sprawa, że mówiąc o "demokracji" i "parytetach" w jednym zdaniu skazujemy się na śmieszność...
Co do inności sytuacji kobiet - to na czym ona polega?
  • nie chcą przechodzić na emeryturę jak najszybciej? Raczej chcą.
  • nie chcą opiekować się wnukami? Raczej nie wszystkie.
  • nie pracują w przemyśle ciężkim? Fakt, to robią głównie mężczyźni i uwaga - roboty...
Moje własne zdanie

Moje własne zdanie zostałoby pewnie określone jako anachroniczne, zresztą tak jak i moje wyobrażenie "idealnego" społeczeństwa. Otóż sama rozmowa o wieku emerytalnym jest objawem anachronicznego myślenia. Dlaczego mamy to regulować? W normalnym systemie każdy mógłby zdecydować się, że "teraz idę na emeryturę" i dostawać takie świadczenie na jakie sobie zapracował poprzez składki. Jednak skoro obecny system nie przewiduje kapitalizacji składek - bieżące ich wydawanie - to ciężko mówić o takim rozwiązaniu. Rząd robi to co uważa za słuszne - odkłada w czasie obciążenia podatkowe związane z emeryturami... a w niektórych przypadkach wręcz ich unika - taki system, że jeśli ktoś umrze to pieniądze na jego emeryturę "znikają" (tak jakby kiedykolwiek tam były...). Kurcze po takich wywiadach gdybym napisał, że obowiązek odkładania na emeryturę jest dla mnie chorym i nietrafionym pomysłem to dopiero by mnie zlinczowano - a jednak tak właśnie uważam... no ale skoro władza wie lepiej co dobre to może niech chociaż pozwoli na dziedziczenie wpłaconych składek w przypadku śmierci najbliższych przed otrzymaniem przez nich emerytury. Ach te marzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz